WSPOMNIENIA REŻYSERA Cz. 4

Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Godzina 8 p.m. zasnuła Kings Road wieczorną mgłą. Zbliżała się wielkimi krokami moja mała-wielka „premiera” – wizja spotkania z właścicielem restauracji nadciągała nieuchronnie. Szef kuchni Hoze przywołał mnie do siebie. – Czy jesteś gotowy na randkę z bossem? – zapytał. – Nigdy nie będę na nią gotowy! Ale na tę okoliczność zagram rolę, a ty będziesz moim widzem. Po przedstawieniu powiesz mi, czy wypadłem przekonująco – odrzekłem zawadiacko głosem, co prawda drżącym, acz pewnym siebie. Hoze trochę zatkało, ale że niejedno już widział w swoim życiu, po prostu spytał: – Kogo więc zagrasz? – Bohatera z mojej wyobraźni – odpowiedziałem – człowieka czynu, który ocali mnie przed moralno-destrukcyjną zagładą.
Okay! – Hoze uśmiechnął się ze zrozumieniem (albo może z politowaniem) i dodał – powodzenia w akcji! Kiedy odszedłem na zmywak, przeszył mnie dreszcz emocji i niepokoju. Wiedziałem, kogo mam zagrać, ale zdawałem sobie sprawę, że będzie to totalna improwizacja. Czy zrobię to wiarygodnie?

No dobrze, do przodu! Czas na kostium i charakteryzację. Poczułem gęsty zapach przypalonego sosu. Wyjąłem ze zmywaka wielki garnek z resztkami wołowego sosu i wychlapałem jego zawartość na mocno już ubrudzony mój biały fartuch. Wyglądałem teraz jak wielobarwny, abstrakcyjny obraz namalowany resztkami jedzenia. Zgarnąłem dłonią jak pędzlem pozostałości sosu spaghetti, a następnie przeczochrałem swoje dość długie, ciemne włosy. Na twarz dodałem trochę puree z warzyw, uwydatniając szczególnie policzki. Usta wymazałem pomadką z resztek gotowanych buraczków. Następnie poszedłem do Hoze i poprosiłem go, żeby puścił jakąś nastrojową muzykę, kiedy pojawi się boss. I żeby zrobił ją głośniej, kiedy… poproszę go do tańca.
– Wyglądasz jak paleta resztek jedzenia z całego dnia – zauważył Hoze – chcesz przemalować bossowi jego bardzo drogi, elegancki strój? – Taką gram dziś rolę… szalonego, kuchennego malarza. Mam nadzieję, że boss „kupi” mój obraz i da mi spokojnie pracować – odrzekłem. Hoze uśmiechnął się tajemniczo. – W każdym razie Twój kostium robi wrażenie. Powodzenia!

Minęła godzina, gdy w kuchni nastało wyraźne poruszenie, dało się wyczuć, że nadciąga boss. A w mojej głowie zadźwięczał teatralny dzwonek zwiastujący rozpoczęcie przedstawienia. Szef restauracji wyglądał jak wycięty z żurnala ekskluzywnej mody. Miał jasnobłękitne pantofle z cielęcej skóry, białe lniane spodnie, wykwintną koszulę w delikatnym różowym kolorze, błękitną apaszkę na szyi i białą letnią marynarkę za paręnaście tysięcy funtów. Lśnił czystością i nieskazitelnością. Rozejrzał się powoli wokół. – Dobry wieczór, gdzie ukrywa się mój nowy pracownik kuchni? – zapytał swoim delikatnym głosem. Wyszedłem mu naprzeciw i odpowiedziałem – Dobry wieczór. Tu jestem szefie. Słyszałem, że szef chciałby mnie lepiej poznać. To da się zrobić. W tym czasie Hoze puścił muzykę. Nie znałem utworu, ale był wystarczająco nastrojowy. Kontynuowałem rozmowę – Nie skończyłem jeszcze pracy, ale dla bossa zrobię sobie przerwę. Taki relaks dla dwojga. Kuchenna terapia. Możemy też zatańczyć. Jeśli szefowi nie przeszkadza, że jestem trochę przybrudzony. W tym momencie Hoze zgłośnił muzykę. Poczułem zapach mięsnego sosu i… wszedłem w swoją postać niczym w opary absurdu. Tanecznym krokiem ruszyłem bardzo zdecydowanie w kierunku bossa, obserwując go uważnie, wręcz świdrując szalonym wzrokiem. Kiedy byłem już blisko, ten nagle wycofał się, zacisnął szczeki i wyrzucił przed siebie ręce chcąc mnie zatrzymać. Widząc, że nie zamierzam przestać nacierać na niego z całą swoją ufajdaną kreacją, krzyknął, a właściwie pisnął przeraźliwie – Stop !!! Zatrzymałem się. Uśmiechnąłem się ze zrozumieniem i powiedziałem spokojnie – OK. To ja wracam do pracy. I odszedłem z uczuciem prawdziwej ulgi. Kiedy boss wrócił na górę, usiadłem, drżąc w wrażenia. Dopiero teraz puściły mi nerwy. Czułem podekscytowanie i smak zwycięstwa. Udało się. Zagrałem przekonująco ważną rolę. Podszedł do mnie Hoze. – Nieźle to rozegrałeś. No brawo, wystraszyłeś szefa. Chyba ci odpuści. A jak nie, to ja ci pomogę. Powiem mu, że jesteś pod moją opieką, nietykalny – mówiąc to podniósł w górę swoją wielką patelnię. – Chcę cię w zespole, bo jesteś dobrym pracownikiem. I to jest najważniejsze.

Krzyś Tof – reżyser Teatru im. Stefana Jaracza

Facebook
Twitter
Scroll to Top