Piotr Sommer i kwintesencja otwockości

Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

To nie jest książka wspomnieniowa – zapewniał autor „Środków do pielęgnacji chmur” na spotkaniu autorskim w filii Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul. Matejki w Otwocku. – Ależ jest, oczywiście, że jest – przekonywali go czytelnicy.

„Wysokość sosen słychać było dopiero późną jesienią, kiedy wzmagał się wiatr” – to moje ulubione zdanie z tomu opowiadań, któremu poświęcone było ubiegłotygodniowe spotkanie z Piotrem Sommerem – drugie już w ciągu roku. Dwukrotne zaproszenie tego samego pisarza w tak krótkim czasie – jak powiedziała witając gościa i licznie zgromadzonych czytelników Anna Kwaśniewska, dyrektorka MBP – nie zdarza się często. W tym przypadku były dwa powody, dla których biblioteka zdecydowała się na szybkie wystosowanie powtórnego zaproszenia: wyjątkowo duża frekwencja na ubiegłorocznym spotkaniu oraz fakt ukazania się książki będącej prozatorskim debiutem autora znanego dotąd głównie z twórczości poetyckiej, przekładów oraz prac krytyczno-literackich. Książki nierozerwalnie związanej z Otwockiem, w której jednak – paradoksalnie – nazwa miasta nie pada ani razu.

Między poezją a prozą

„Wysokość sosen słychać było dopiero późną jesienią, kiedy wzmagał się wiatr” – wracam do tego zdania, pochodzącego z opowiadania „Polonia Palace”, tak jak dyrektor Kwaśniewska do zaproszenia dla jego twórcy – bo warto je powtórzyć. W zdaniu tym bowiem zawiera się to, co w najnowszej książce Piotra Sommera najbardziej charakterystyczne – kwintesencja otwockości wyrażona językiem poetyckiej metafory, podporządkowanej jednak formalnym wymogom tekstu prozatorskiego. Słowem – Sommer pisze prozą, a spod maski prozaika i tak widać prawdziwą twarz poety. (dalsza część artykułu pod zdjęciem)

Na szczęście poety stroniącego od patosu, cieszącego się zdrowym dystansem zarówno do siebie samego jak i do materii słowa. W myśl zasady, którą z humorem wyłożył obecnym na spotkaniu, w dygresji dotyczącej czytania poezji. Otóż, jak wyjaśniał, woli sam czytać swoje wiersze niż słuchać, jak robią to aktorzy, bo ci – z pewnymi wyjątkami, jak Zdzisław Wardejn, czy Adam Ferency, którzy wiedzą, co robią z wierszem – kiedy już zabierają się za czytanie poezji, to zazwyczaj w sposób tak uroczysty, żeby od razu było słychać, że mamy do czynienia, wiecie państwo… z Poezją. A im bardziej w tej ich interpretacji słychać, że to Poezja – tym większa katastrofa. A właściwie, żeby dokładnie zacytować bohatera wieczoru – klops kompletny…

I jak tu nie lubić autora, który po takim wstępie przechodzi do czytania fragmentów swego dzieła? Zwłaszcza gdy robi to z aktorskim talentem, o którym opowiadał prowadzący spotkanie Jerzy Dobrucki, przypominając udział Piotra Sommera w spektaklu krakowskiej Cricoteki „Trzynaście sztuk awangardowych” (Sommer nie tylko był autorem przekładu tekstu ale i pojawił się na scenie w kilku wcieleniach).

Od detalu do transcendencji

– Myślałem o tym dłużej niż to pisałem, a pisałem kilkanaście lat – zdradził twórca „Środków do pielęgnacji chmur”. Jak wyjaśniał, niezależnie od tego, że proza ta dotyczy bardzo konkretnych miejsc i sytuacji, jest w niej – jak się wyraził – potencjał uniwersalności, na którego zachowaniu bardzo mu zależało.

– Od detalu i konkretu fruwamy do transcendencji – tłumaczył malowniczo.

W tym przypadku detal oznacza dokładnie odtworzoną topografię Otwocka z czasów, kiedy ul. Karczewska nosiła imię Feliksa Dzierżyńskiego i jeździła po niej kolejka, a ul. Piłsudskiego była ul. Szenwalda i właśnie miała zostać wybrukowana trylinką. Na kartach książki znajdziemy także postacie o prawdziwych nazwiskach – Piotr Sommer nie ukrywa ich, jak to często robił Maciej Malicki w swoim „Kawałku wody”, pod pseudonimami czy inicjałami. Mimo to odżegnuje się od łatki kronikarza, twórcy literatury wspomnieniowej.

– Nie interesowało mnie napisanie wspomnienia. Nie napisałem wspomnienia, narrator nie jest mną – zapewniał na spotkaniu w bibliotece przy Matejki. Jak dodawał, postaci mają inne cechy niż osoby, których nazwiska noszą, nie można więc na podstawie tych opowiadań dowiedzieć się „jak było”. A jednocześnie pisarz bronił się też przed nadmiernym „upoetycznianiem” jego prozy.

– To nie jest książka poetycka, to książka faktyczna, staram się obgadywać tamtą przestrzeń, żeby to nie kłamało tamtemu czasowi – wyjaśniał. (dalsza część artykułu pod zdjęciem)

Czytelnicy wiedzą swoje

„Środki do pielęgnacji chmur” można ustawić obok prozy Macieja Malickiego na półce z podpisem „Literatura otwocka” nie z tego powodu (a może lepiej – nie tylko z tego powodu), że są tak mocno osadzone w otwockich realiach. Są w nich, podobnie jak u autora ze Świdra, otwockie nastroje, echa historii, zapożyczenia z miejskich legend – całe to dziedzictwo wchłaniane przez otwocczan od najmłodszych lat, kształtujące nas, nadające nam tożsamość.

Piotr Sommer urodził się wprawdzie w Wałbrzychu, a od 1990 r. jest mieszkańcem Sulejówka, ale wcześniej, od piątego roku życia, mieszkał w Otwocku. Tu późniejszy redaktor naczelny „Literatury na świecie” przeżył swoją młodość, tu pracował jako nauczyciel angielskiego (w „Gałczynie”), tu współtworzył – wraz z grupą przyjaciół – swoje pierwsze czasopismo. Nic więc dziwnego, że opowiadania z debiutanckiego prozatorskiego tomiku są tak intensywnie otwockie – odwołują się przecież do czasu w życiu człowieka, w którym każde przeżycie ma swój intensywny zapach i smak.

Wspomnienia z czasów młodości odnajduje w książce Piotra Sommera wielu jego czytelników, którzy przyszli na spotkanie z nim w otwockiej bibliotece. Dawali temu wyraz dziękując mu za te opowiadania i dzieląc się swoimi opiniami na ich temat. Dla części z nich, mimo zaprzeczeń autora, to właśnie książka wspomnieniowa. Dla innych „Środki do pielęgnacji chmur” mają charakter bardziej uniwersalny.

– Widzę tam Zakopane, Gdańsk, miejsca w których mieszkałam, Bieszczady… Myślę, że jest tam mnóstwo uniwersaliów, które prowadzą każdego przez przestrzeń tych opowiadań. Poza tym dla mnie przede wszystkim język jest piękny – podkreślała jedna z czytelniczek.

– Pan nie napisał książki, pan nagrał film słowami! To jest film spakowany w okładkę i kiedy otwieramy tę okładkę, to wszystko robi się takie plastyczne, jak w 3D albo w 4D – zachwycała się inna. Piotr Sommer pytany, czy nie myślał o pisaniu scenariuszy filmowych, odparł nieco przewrotnie, że nie, bo film operuje środkami wyrazu, którymi się nie posługiwał i których musiałby się uczyć, ale gdyby był jeszcze młodszy niż jest, to może napisałby coś dla teatru – skupiającego się przecież na słowie.

Pomimo upływającego czasu

„Środki do pielęgnacji chmur” nie mają jednego, określonego planu czasowego, choć momentami przywoływane w tekstach elementy topografii wskazują na okres, w którym można umiejscowić poszczególne sceny. Ale generalnie opowiadania są jakby trochę poza czasem, podobnie jak sam ich autor. Patrząc na krzepką postać Piotra Sommera, słuchając jego błyskotliwych wywodów i odpowiedzi na pytania, trudno uwierzyć, że pisarz w tym roku skończy 76 lat. Jest najlepszą ilustracją znanego powiedzenia, że wiek to tylko liczba. W swoim bogatym życiorysie zapisał piękne karty – jego biogramy w słownikach i indeksach pisarzy to długie listy znamienitych osiągnięć – nagród, stypendiów, prestiżowych tytułów, z którymi współpracował, uczelni, na których wykładał, światowej sławy poetów, których tłumaczył, wreszcie jego własnych zbiorów wierszy i szkiców krytycznych – które zresztą, jak wspominał podczas spotkania – były ważnym etapem na jego twórczej drodze prowadzącej do wydania debiutanckiego tomu prozy.

– Przed sobą mam długie życie, bo dopiero zaczynam, więc będę miał czas na to wszystko, z pewnością – odparł na pytanie, czy planuje kolejne prozatorskie publikacje. I nie zabrzmiało to jak próżne krygowanie się. Jest w Piotrze Sommerze tyle energii i niekłamanej pasji do tworzenia i dzielenia się swoją twórczością, że tę deklarację należy traktować jak najbardziej poważnie.

Tekst i fot. Przemysław Bogusz

Facebook
Twitter
Scroll to Top