Otwocki kryminał w odcinkach: Nazajutrz po próbie, odcinek 4

Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

– Niech to szlag! – Po dwóch filiżankach czarnej kawy i fantastycznych tostach z mozzarellą, które zaserwowała mu Natalia Czajka, komisarz Arkadiusz Żak nabrał werwy i jednocześnie nadziei na jakiś przełom w sprawie. Minęła już jednak 9:00, a nadal nie udało się ustalić ani tożsamości ofiary, ani żadnych szczegółów, które pozwoliłby snuć sensowne teorie co do czasu czy przyczyny zgonu lub też okoliczności, które zdecydowały, że tragedia rozegrała się właśnie na teatralnym balkonie. Na domiar złego po kliknięciu w przesłany link do nagrań z monitoringu placówki, policjant szybko się przekonał, że nie posuną one śledztwa naprzód w tempie, na który liczył. Obraz był niewyraźny jak z kiepskiej myśliwskiej termowizji, a postać sprawcy nie wyróżniała się niczym szczególnym – ot, czarny kształt na tle szarej kaszy. Do tego – jakżeby inaczej! – w kapturze. Mimo wszystko taśmy stanowiły dość użyteczny dowód, pozwalający określić chronologię zdarzeń.

Żak odnotował, że ofiara weszła na balkon o godzinie 20:14 i zajęła miejsce w pierwszym rzędzie. Próba już wówczas trwała, a mężczyzna zachowywał się jak widz, który raczej nie chce, by go dostrzeżono. Nie wychylał się i częściej zerkał na ekran komórki niż na scenę.

– Znaleźliście przy nim telefon? – zapytał Żak techników.

– Nie – odparł krótko chłopak, zapinając torbę z aparatem, a następnie zdejmując z dłoni czarny lateks. Jego praca dobiegała końca. Ponadto kwadrans temu ciało dojechało już do prosektorium, o czym koroner poinformował detektywa rzeczowym esemesem.

– Przeszukajcie, proszę, kosze wokół placu i na najbliższych parkingach – powiedział komisarz. Młody laborant westchnął niezadowolony i sięgnął do skrzynki po nową parę rękawiczek. Jego starszy kolega, który opuszczał właśnie miejsce zbrodni jako ostatni, uśmiechnął się do komisarza.

– Pięćset metrów? Kilometr? Dwa? – chciał doprecyzować polecenie, ale zabrzmiał przy tym niemal złośliwie.

– Dwieście metrów wystarczy – postanowił Żak po chwili wahania. Podziękował ekipie skinieniem głowy i wrócił do odtwarzania filmu.

Sprawca – przeciętnego wzrostu i budowy ciała – pojawił się na górze niespełna dziesięć minut po ofierze. Czterdziestolatek z pewnością nie przeczuwał niebezpieczeństwa. Spokojnie przyjął fakt, że inna osoba usiadła w rzędzie za nim. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ człowiek w czerni nie siedział w milczeniu. Wciąż coś mówił, zmuszając mężczyznę do oglądania się i odpowiadania. W końcu przesiadł się na fotel obok. Nadal niestrudzenie perorował, powodując u swojego słuchacza coraz bardziej nerwowe reakcje. Po kolejnych kilku minutach wyglądało to już na regularną kłótnię, podczas której sprawca kilka razy wskazał na scenę, co nie umknęło uwadze komisarza. Ewidentnie istniał jakiś związek pomiędzy osobami balkonowego dramatu, a tego który rozgrywał się na deskach. Żak wcisnął pauzę i wysłał koronerowi wiadomość z prośbą o możliwie jak najlepsze zdjęcie twarzy ofiary.

Spodziewał się, że kolejne ujęcia będą stanowić zapis aktu furii i popełnienia morderstwa, zobaczył jednak coś zgoła odmiennego. Dyskutanci ewidentnie się uspokoili. Oparli się wygodnie i wydawali się wracać do równowagi. Osoba w czerni wyszła nawet na moment, by zaraz wrócić z dwoma kubkami z – jak zgadywał – herbatą lub kawą. Czy to możliwe, że przygotowała napój w teatralnej kuchni? Oznaczałoby to, że dobrze znała budynek i czuła się w nim dość swobodnie. Obserwując postacie na ekranie detektyw zrozumiał: za moment odkryje przyczynę zgonu. Przeczuwał bowiem, że ofiara została otruta. Czymś, co sprawca dosypał lub dolał do zawartości jej kubka. Jakby na potwierdzenie słuszności tej dedukcji w ciągu niespełna pół godziny mężczyzna na balkonie osunął się na ziemię. Była 21:52. A Żak nabrał pewności, że ich zabójca jest kobietą.

Wysłał też kolejnego esemesa. Tym razem do kierownika laboratorium kryminalistycznego Marka Adamczyka. Szukajcie w koszach także tekturowych kubków.

Film leciał dalej. Sprawca uklęknął przy ofierze i pochylił się nad nią. Przypuszczalnie sprawdził puls lub inne czynności życiowe. Następnie starannie ułożył ciało w pozycji, w której zostało o świcie znalezione przez panią Czajkę. Wyprostował zmarłemu spodnie i materiał pod głową. Zanim jednak wyszedł przez nikogo nie zauważony, wyjął z kieszeni takker (a właściwie: coś skądś wyjął, bo komisarz ponownie zgadywał na podstawie znanych mu już faktów oraz fatalnej jakości obrazu) i – zaskakująco beznamiętnie – przestrzelił swojej ofierze powieki. Po co? Tego Żak jeszcze nie wiedział.

– Przepraszam, ale on wygląda jak szpieg z Krainy Deszczowców – Natalia szczerze się zmartwiła, że nie może rozpoznać postaci z nagrania. Komisarz z trudem powstrzymał prychnięcie.

– A gdybym pani powiedział, że to najprawdopodobniej kobieta? Czy to by coś zmieniło w pani odbiorze? – dociekał.

– Nie sądzę. Mógłby mi pan powiedzieć, że to duch lub Batman, a przy tej jakości obrazu uznałabym to za równie prawdopodobne – odparła, znów go rozbawiając. Posłał jej ciepły uśmiech, ale odezwał się maksymalnie rzeczowym tonem:

– Poproszę panią jeszcze o adres tej kwiaciarni, o której pani przedtem wspomniała.

– Nie sądzę, żeby ta delikatna dziewczyna o magicznych oczach była zdolna do popełnienia zbrodni – Natalia natychmiast przyjęła rolę adwokatki.

– Chcę z nią jedynie porozmawiać – Żak, całkowicie wbrew swoim zasadom, zaczął się tłumaczyć. – Jest spora szansa, że była spokrewniona z ofiarą.

– Racja. Przepraszam – zreflektowała się Czajka. – Zupełnie nie wiem, dlaczego czuję się aż tak zaangażowana w pana śledztwo – dodała.

– Siłą rzeczy jest pani jego częścią – policjant pospieszył z podpowiedzią.

– Tak, usłyszałam już dzisiaj nawet, że trafiając na pierwszą stronę akt, znajdę się od razu w gronie podejrzanych – stwierdziła gorzko.

– Na pierwszej stronie są same numery i daty – próbował ją pocieszyć.

– Chodziło o to słynne powiedzenie… – zaczęła wyjaśniać, ale detektyw wszedł jej w słowo.

– …że sprawca jest zawsze w pierwszym tomie akt, tak?

Natalia przytaknęła.

– Cóż, ja również w nim będę – zażartował. – A sądząc choćby po obsadzie spektaklu, towarzystwo będziemy mieli całkiem liczne.

Kobieta spojrzała na komisarza z nieukrywaną wdzięcznością. Jej wzrok był tak intensywny, że Żak po raz pierwszy od dawna pożałował swojego niedbałego look’u. Skrępowany, przesunął wolno dłonią po swoim szorstkim policzku. Nagle usłyszał huk, a przed oczami dosłownie zamigotały mu iskry. Błyski i dym wypełniły przestrzeń, w której stali. Ich źródłem była znajdująca się w otwartym na oścież gabinecie dyrektorki szklana szafa z ekranami zewnętrznego systemu monitoringu.

– Poważnie?! – syknęła Natalia poirytowana. Żak zorientował się, że szatynka bezwiednie ściska jego nadgarstek. – Co się jeszcze wydarzy?

– Znajdziemy sprawcę, zamkniemy sprawę i rozejdziemy się do swoich domów – miał ochotę powiedzieć, ale ugryzł się w język. Trup na teatralnym balkonie nigdy nie zwiastował niczego dobrego. O ile jeszcze kilkanaście minut temu Arkadiuszowi wydawało się, że jest bliżej niż dalej rozwiązania zagadki, o tyle teraz powróciło pierwotne przeświadczenie, że to nie będzie łatwe śledztwo.

– Właśnie przyjechał Jureczek! – zawołała z dołu, z foyer Marta Dramecka. – Gdyby chciał z nim pan porozmawiać przed… Chryste! A tam co się stało?! – krzyknęła, zauważywszy siwe opary za plecami komisarza. Wielkimi susami pokonała schody i zajrzała do swojego pokoju. Przełknęła przekleństwo i ściągnęła wargi. – Dzwonię po elektryka – zdecydowała. – Natalko, zaprowadź może komisarza do garderoby. Technicy skierowali Jurka do tylnego wejścia, ale powinien już tam być.

W kolejnym odcinku:

  • Czy uda się odnaleźć komórkę lub kubek ofiary?
  • Jak ekscytującym doświadczeniem okaże się poznanie Jerzego Szczura?
  • Co wspólnego ma Gombrowicz z minispódniczkami?
  • Kim jest Szczepan Szotnicki?

Facebook
Twitter
Scroll to Top