W maju placówce stuknęła trzydziestka. Ładny jubileusz, ale fety nie było. Od pięciu lat na drzwiach wisi łańcuch z ciężką kłódką. Zaoranie muzeum, na którego zbiory składają się dary otwocczan, to unikalny sposób budowania lokalnej tożsamości wyrastającej z naszych historycznych korzeni.
Zielone światło dla utworzenia miejsca gromadzącego ślady przeszłości miasta i dawnego życia jego mieszkańców, dał Antoni Fedorowicz, prezydent Otwocka w latach 1990–1994. Zaproponował utworzenie muzeum Janowi Tabenckiemu, miłośnikowi lokalnej historii. Ten zaprosił prezydenta na organizowane przez siebie seminarium przypominające postać Michała Elwira Andriollego w setną rocznicę śmierci artysty – XIX-wiecznego rysownika, budowniczego kolonii drewnianych domów nad Świdrem, uważanego za jednego z ojców-założycieli Otwocka i twórcę stylu architektonicznego zwanego od wiersza K.I. Gałczyńskiego świdermajerem. Tak się poznali.
Odczarowując „Bermanówkę”
Z początku muzeum mieściło się w piwnicy ratusza; pierwsi zwiedzający przekroczyli jego próg 3 maja 1994 r. Wśród zgromadzonych przez Tabenckiego eksponatów mogli zobaczyć m.in. dawne przewodniki po Otwocku z czasów uzdrowiskowej świetności miasta, zdjęcia, bardziej i mniej oficjalne dokumenty, przedmioty codziennego użytku, militaria odnalezione po wojnie. Co warto podkreślić, niemal 100 proc. zbiorów stanowiły dary lub depozyty przekazane przez mieszkańców Otwocka, którzy gremialnie odpowiedzieli na prasowe apele o udział w tworzeniu muzeum swojego miasta.
Dwa lata później placówka została przeniesiona do leżącej na skraju lasu willi przy ul. Narutowicza 2. Będąca wówczas w dyspozycji Skarbu Państwa, owiana złą sławą „Bermanówka”, należąca po wojnie do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, stała się nową siedzibą instytucji, która przez z górą dwa dziesięciolecia wypracowała sobie znaczącą pozycję na kulturalnej mapie Otwocka. A jak w ogóle do tego doszło? Proza życia…
W piwnicy ratusza pękła rura i trzeba było ratować zbiory. Tabencki jak Rejtan rozciągnął się w progu gabinetu Andrzeja Zyguły, prezydenta Otwocka w latach 1995–1998. W tonie anegdoty tak później wspominał dialog z prezydentem:
– Ja mogę iść na ulicę, ale te eksponaty nigdy! Ludzie nam je powierzyli wierząc, że znajdą godne miejsce.
– To co byś zrobił na moim miejscu? – zamyślił się Zyguła.
– Powiedziałbym: a wynoś się Tabencki do „Bermanówki” – wypalił bez namysłu szef muzeum.
– No to się wynoś – równie błyskawicznie odparł prezydent.
(na zdjęciu) Jan Tabencki – wieloletni dyrektor ówczesnego Otwockiego Centrum Kultury, we wnętrzach Muzeum
Za darmo albo za flaszkę
Nowa siedziba w porównaniu z piwnicą, to były prawdziwe salony. Zbiory powiększały się dzięki mieszkańcom i pracownikom muzeum, którzy sami zdobywali cenne eksponaty bądź rekonstruowali historyczne przedmioty. Legendą muzeum był konserwator Jerzy Zduńczyk, który własnoręcznie odtworzył wiele zabytkowych urządzeń, jak np. przyrząd używany przez przedwojennych cieśli do piłowania drewnianych bali na belki.
Z drobiazgów, zapisków, fotografii, zespół muzeum pieczołowicie składał obraz życia naszych otwockich przodków. Ktoś przyniósł dziennik przedwojennej pielęgniarki, w którym kobieta zapisywała swoje dyżury w sanatoriach; ktoś inny zeszyt ze sklepu z zapisanymi na kredyt zakupami. Narzędzia lekarskie dawały wyobrażenie o tym, jak w pierwszym w Polsce nizinnym uzdrowisku leczono choroby płuc. Przy kopaniu studni pod Kołbielą natrafiono na liczący kilka tysięcy lat kamienny młotek, a w Starej Wsi – na tablicę ze stacji kolejowej w Śródborowie, robiącą za daszek nad wychodkiem. Historyczne przedmioty przynosili robotnicy remontujący stare domy. Zwoje tory, oryginalne drewniane tralki – czasem oddawali za darmo, czasem za symboliczne pół litra. W muzeum powstały całe działy dokumentujące historię już nie tylko samego Otwocka, ale i regionu. Najstarsze przedmioty, zabytki prehistorycznej kultury świderskiej, liczyły 12 tys. lat. Liczne judaika przypominały o okresie, kiedy większość mieszkańców stanowili Żydzi. W dziale etnograficznym można było obejrzeć ludowe stroje i krosna, na których powstawały stosowane do ich szycia tkaniny, a także całe domowe wyposażenie używane przed laty w podotwockich wsiach. Skatalogowanych eksponatów było ok. 3 tys., wśród nich tak cenne jak obrazy Bogdana Stodulnego i Edwarda Dwurnika.
Najbardziej chyba jednak do wyobraźni przemawiały czarno-białe zdjęcia. Ukazywały drewniane pensjonaty, tętniące życiem ulice przedwojennego kurortu, grozę okupacji, przerażone twarze Żydów czekających na śmierć. Pocztówki, dokumenty, menu ze słynnego dworcowego bufetu – dawny Otwock, którego zatarte ślady można dziś jeszcze znaleźć na Kościelnej, Kościuszki, Reymonta.
Od lewej: Sebastian Rakowski, kierownik Muzeum Ziemi Otwockiej, koncert we wnętrzach MZO, otwocki fotograf-dokumentalista Tadeusz Krekora podczas wernisażu wystawy swoich zdjęć
Od rury do kabla
Początek muzeum przy Narutowicza dała awaria instalacji hydraulicznej, koniec przyniósł prawdopodobnie defekt instalacji elektrycznej. 18 lutego 2020 r. w piwnicy muzeum wybuchł pożar – spaliły się instrumenty zespołu Oranżada, który zostawił je tam po próbie. Po tym incydencie muzeum zamknięto i nie otwarto go do dziś.
Ostatni komunikat na internetowej stronie placówki pochodzi z 5 marca 2020 r.: „W budynku Muzeum przywrócono zasilanie elektryczne w obwodach, które nie uległy uszkodzeniu w trakcie pożaru. Działa system alarmowy. Po wykonaniu doraźnych napraw uszkodzeń powstałych w systemie centralnego ogrzewania w budynku przywrócono ogrzewanie. Nadal pozostaje w mocy decyzja Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego Nr 41/2020 z dnia 20 lutego 2020 roku o zakazie użytkowania budynku Muzeum Ziemi Otwockiej i nakazująca wykonanie doraźnych zabezpieczeń w celu usunięcia zagrożenia bezpieczeństwa ludzi i mienia. Prace zmierzające do wykonania w/w nakazu są w toku. O zmianach będziemy informować na bieżąco.”
Kilka lat przed zamknięciem wnętrza muzeum przeszły remont. Sale ekspozycyjne odnowiono, wymieniono w nich również instalację elektryczną. Rzutem na taśmę ekipa Zbigniewa Szczepaniaka (prezydenta Otwocka w latach 2006–2018) zdobyła jeszcze środki zewnętrzne na termomodernizację budynku, w ramach której miała zostać wyremontowana elewacja. Muzeum było jedną z wielu miejskich placówek, na które udało się pozyskać to dofinansowanie – obok pięciu przedszkoli, sześciu szkół, żłobka i zabytkowych budynków Urzędu Miasta. Był to ogromny projekt, o wartości blisko 10 mln zł. Wykorzystanie środków przypadło na pierwszą kadencję Jarosława Margielskiego (prezydenta Otwocka od 2018 r.). Jeśli chodzi o muzeum, zadanie nie zostało jednak nigdy zrealizowane. (dalsza część artykułu pod zdjęciami)
Może Cię zainteresować:
Pustostany niszczeją zamiast służyć ludziom
Gdzie jest dobry duch z Soplicowa?
Obecny stan wnętrz Muzeum Ziemi Otwockiej ilustrują zdjęcia wykonane w wakacje tego roku. Puste gabloty, sterty kartonów, ogólny nieład – smutny obraz rzeczywistości dalekiej od wyobrażeń darczyńców, którzy przekazali bezcenne dla nich pamiątki, aby służyły mieszkańcom Otwocka chcącym poznać historię swojego miasta.
Nie ma ekspozycji, nie ma dziesiątek imprez organizowanych co roku w murach placówki: warsztatów etnograficznych i artystycznych, wystaw lokalnych malarzy, grafików i fotografików, wieczorów historycznych i spotkań autorskich, nie ma działalności edukacyjnej i wydawniczej, koncertów, konkursów i wernisaży. Nie ma zespołu, przez który przewinęło się wielu pasjonatów lokalnej historii – od wspomnianego już Jana Tabenckiego, przez kierujących placówką w kolejnych latach Macieja Setniewskiego, Erwina Kozłowskiego, po ostatniego kierownika – Sebastiana Rakowskiego – historyka i społecznika, autora licznych publikacji, który zgromadził wokół siebie podobnych zapaleńców (w muzeum pracowali w ostatnich latach m.in. Katarzyna Kulik, Agnieszka Książek, Maciej Gągała, Marcin Michalczyk). Nie ma tego wszystkiego, co ożywiało to miejsce, sprawiało, że można tu było poczuć obecność dobrego ducha – przyjaznego ludziom twórczym, ciekawym historii i sztuki, szukającym wiedzy i inspiracji.
W roku 2019, ostatnim pełnym roku funkcjonowania muzeum, placówkę odwiedziło blisko 1,5 tys. osób (mowa tylko wstępach biletowanych). Dotacja podmiotowa z budżetu miasta dla Miejskiego Ośrodka Kultury, Turystyki i Sportu, w którego strukturach działało muzeum, wyniosła wówczas nieco ponad 2 mln zł. Zaplanowana w tegorocznym budżecie na ten sam cel kwota jest wyższa o ponad połowę – to blisko 3,2 mln zł. Z kolei tegoroczny plan wydatków majątkowych miasta opiewa na ponad 135 mln zł. Oprócz kwot przeznaczonych na duże inwestycje, jak budowa basenu czy mieszkań komunalnych, znalazło się w nim m.in. 150 tys. zł na „zakup samochodu służbowego dla Ekodoradcy Mazowsze bez smogu”, ale nie ma pozycji dotyczącej remontu muzeum. W uchwalonym pod koniec grudnia budżecie nie zabrakło natomiast dotacji na prowadzenie wspólnej instytucji kultury pn. „Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego” – w kwocie 200 tys. zł. To, przypomnijmy, ten instytut od pokazywania fortepianu Ignacego Paderewskiego, przy którym – jak ostatnio donosiły ogólnopolskie media – wielki Polak nigdy nawet nie stał.
Patrząc na przytoczone powyżej kwoty można chyba zaryzykować stwierdzenie, że problemem w przypadku otwockiego muzeum nie wydaje się być brak pieniędzy.
fot: Przemysław Bogusz, Sebastian Rakowski