Historyk: polski patriotyzm jest demokratyczny, niezwiązany z jednym światopoglądem

Chcemy przypomnieć opinii publicznej, że mamy gigantyczny dorobek polskiej myśli politycznej, patriotycznej. Mamy do czynienia z polskim patriotyzmem, który jest pluralistyczny, demokratyczny, niezwiązany z jednym światopoglądem – powiedział PAP Adam Leszczyński, dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej.

Dr hab. Adam Leszczyński jest nowym dyrektorem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego powołanego w 2020 r. Leszczyński zastąpił na stanowisku prof. Jana Żaryna. Leszczyński zapowiedział zmiany, zarówno w działalności instytutu, jak i w jego nazwie: Dmowskiego i Paderewskiego zastąpi Gabriel Narutowicz.

Leszczyński jest historykiem, socjologiem, dziennikarzem, autorem m.in. książek “Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania” (2020), “Naznaczeni. Afryka i AIDS” (2003), “Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943-1980” (2013), “Eksperymenty na biednych – Polityczny, moralny i ekonomiczny spór o to jak pomagać skutecznie” (2016) i “Obrończy pańszczyzny” (2022).

PAP: Jak się pan czuje po niemal dwóch miesiącach na czele Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, siedząc za tym efektownym biurkiem? Czytałem, że chciałby się pan go pozbyć.

Adam Leszczyński: Nie będę go wymieniał, było bardzo drogie. Sytuacja finansowa, w jakiej poprzednia dyrekcja zostawiła Instytut nie jest dobra. Wydawanie pieniędzy na nowe biurko to ostatnia rzecz, jaka mi przychodzi na myśl.

Jesteśmy w procesie zmiany – część pracownic i pracowników, zwłaszcza tych, zajmujących się administracją i edukacją, zostaje z nami. Część odchodzi, część zwolnił były dyrektor. W tej chwili w Instytucie pracuje około 20 osób. Docelowo chciałbym, by było to ok. 30. Będzie to więc znacznie mniejsza instytucja niż ta, którą wymyślił dyrektor Żaryn. Według jego pomysłu miało to być równocześnie muzeum “myśli chrześcijańsko-narodowej”, centrum organizacji prawicowych, instytut badawczy. Placówka projektowana, co widać po wielkości budynku, w którym obecnie się znajdujemy, na ponad 100 pracowników. Siedzimy teraz w kilkanaście osób w ogromnym, pustym budynku i zastanawiamy się, jak zmniejszyć koszty utrzymania i jak przeprowadzić się w miejsce, które odpowiadałoby nie tylko skali, ale też zadaniom Instytutu.

Ważniejsze od tych detali administracyjnych jest rozliczenie Funduszu Patriotycznego – programu, w ramach którego polskie państwo w ciągu trzech lat przekazało ponad 100 mln zł organizacjom pozarządowym, w dużej mierze organizacjom skrajnej prawicy. Kupiono za to m.in. ok. 60 nieruchomości. Abstrahując od tego, czy ten program był do obrony merytorycznie – moim zdaniem nie był – doszło w jego ramach do wielu nieprawidłowości. To historia, która pewnie już nikogo nie zaskoczy, ale skala tych nieprawidłowości spowoduje, że najprawdopodobniej w ciągu najbliższych dni będę składał wnioski do Prokuratury. Raport pokontrolny NIK zostanie ujawniony 31 maja. Lista tych nieprawidłowości, które ujawniła Najwyższa Izba Kontroli zapiera dech. Mamy do czynienia z omijaniem procedur i naruszaniem procedur. Przy czym same te procedury, choć od początku zaprojektowane zostały tak, by pozostawiać dużą swobodę, a i tak według NIK były łamane. Efekty tych nieprawidłowości NIK szacuje na wiele milionów złotych. Wolałbym natomiast mówić o pomysłach na nową instytucję.

PAP: Zmienia się nawet jej patron, którym został Gabriel Narutowicz. Co ta postać dla pana znaczy?

A. L.: Jest dla mnie ważny jako symbol polskiej demokracji, głowa odrodzonego państwa polskiego. Został zamordowany przez skrajnie prawicowego fanatyka, związanego – także politycznie – z narodową demokracją. Narutowicz jest człowiekiem-symbolem, który mówi wiele o tym, czym chciałbym by instytut się zajmował: upowszechnianiem polskiej myśli politycznej – demokratycznej – w bardzo różnych odcieniach: od demokratycznego socjalizmu po demokratyczną prawicę. Będziemy wydawać dawne książki i nowe prace, wznawiać tłumaczenia, promować te wydawnictwa, organizować spotkania wokół nich. Prowadzić działalność kulturotwórczą, wymierzoną w prowadzoną przez rządy prawicy politykę historyczną, która starała się utożsamić patriotyzm polski z prawicowymi poglądami. Ufundowana została na przekonaniu, że nie ma patriotyzmu poza określonym zestawem poglądów, który – tak się akurat składa – wyznaje właśnie prawica. W ten sposób działano przez długi czas przy wykorzystaniu publicznych środków i trzeba próbować to naprawić. Przypomnieć opinii publicznej, że mamy gigantyczny dorobek polskiej myśli politycznej, patriotycznej – używam tego słowa bez ironii. Mamy do czynienia z polskim patriotyzmem, który jest pluralistyczny, demokratyczny, nie związany z jednym światopoglądem.

Drugą naszą misją jest edukacja; chcielibyśmy przygotowywać materiały pomocnicze i plany lekcji, szkolenia dla nauczycieli, którzy prowadzili będą przedmiot, którego podstawa programowa właśnie jest opracowywana – edukacja obywatelska ma wejść od 1 września 2025 r. Chciałbym, by Instytut przygotowywał nauczycieli i dostarczał im wygodne materiały, by łatwiej im było prowadzić zajęcia z tego przedmiotu. Wreszcie trzecią naszą misję realizuje blok badawczy, który zajmować się będzie analizą myśli antydemokratycznej. A więc myśl demokratyczną będziemy upowszechniać, myśl antydemokratyczną – badać. Chcemy stworzyć cyfrowe archiwum, uporządkowaną bazę wydawnictw skrajnych stronnictw, m.in. prorosyjskich, neonazistowskich. Chciałbym, by wiedza na temat tych ugrupowań, łącznie z ich historycznymi korzeniami, była tu zgromadzona i badana. Materiały będą dostępne także dla osób i instytucji z zewnątrz.

PAP: Wobec tego zawłaszczenia patriotyzmu przez jedną ze stron politycznego sporu, czy misja Instytutu to “misja ratunkowa”?

A. L.: Podjąłem się tej misji tylko dlatego, że uważam to za konieczne. Sytuacja w sferze idei i mówienia o polskim patriotyzmie, polskich wartościach jest zła dla demokracji w Polsce – dyskusja o kluczowych pojęciach, takich jak patriotyzm zawłaszczona została przez jedną stronę, zdominowana przez instytucje, które tworzył PiS i których część nadal jeszcze funkcjonuje w niezmienionej postaci, na przykład IPN (powstały wcześniej, ale zdominowany przez jedną opcję). Taka sytuacja wymaga interwencji. Gdy dostałem tę propozycję, uznałem, że nie mam wyjścia, po prostu muszę się tego zadania podjąć.

PAP: Dlaczego polska lewica nie potrafi zbudować wokół swoich bohaterów atrakcyjnej narracji? Niezwykłych postaci nie brakuje, zaraz obok Instytutu przebiega ulica Bolesława Limanowskiego.

A. L.: To wynika w części z tego, że prawica jest bardziej w swoim myśleniu zorientowana na przeszłość. Przeszłość jest dla niej ważniejsza, uważają ją za element legitymizujący. Czują się spadkobiercami bohaterów czasu wojny, powstańców czy żołnierzy wyklętych. To element strategii politycznej, z którego trzeba wyciągnąć wnioski. Demokratyczna część polskiej sceny politycznej powinna zrozumieć, że to coś niesłychanie ważnego.

Drugi powód to słabość instytucjonalna. W ciągu ostatnich lat rząd PiS powołał liczne instytucje, które się zajmować polityką historyczną. Uważali, że warto wydawać na to publiczne środki, które z kolei miały budować ich polityczną legitymizację w długiej perspektywie. Te instytucje pracowały nad wytworzeniem skojarzenia – mówiąc w pewnym uproszczeniu – że gdy ktoś mówi o patriotyzmie, musi pozycjonować się po prawej stronie.

PAP: Ostatnie lata pokazały, że historia nie jest jedynie pasją humanistów, jak poezja czy historia sztuki. Ma konkretne polityczne znaczenie.

A. L.: Że ma znaczenie dla ludzi. Ciągłość jest istotna. Historia i idee mają wyraźny sens polityczny, którego nie można po prostu oddawać pola walkowerem. A trochę w ten sposób w tej dziedzinie czyniła wcześniej strona demokratyczna.

Rozmawiam obecnie z dyrektorami innych instytucji kultury i wszędzie słyszę podobne historie: o dziwacznych wydatkach, przeskalowanych inwestycjach, wielkich wydatkach na podróże, bizantyjskich i niekoniecznie racjonalnych pomysłach. O ideologizacji tych placówek. Nie chcę, by Instytut był lewicowy czy prawicowy. W składzie Rady Programowej, która zostanie wkrótce powołana, znaleźli się eksperci z całego spektrum. Postulat pluralizmu traktujemy serio.

PAP: Czy będą państwo kontynuowali jakieś elementy programu poprzedników?

A. L.: Odziedziczyliśmy projekty. Niektóre były w fazie planowania i miałem wobec nich wątpliwości merytoryczne. Czy publikowanie protokołów komisji Episkopatu Polski sprzed II wojny światowej pasuje do profilu Instytutu? Uważam, że bardziej do instytucji religijnych. Część z nich anulowałem. Także dlatego, by zyskać miejsce w budżecie, a jest on w fatalnym stanie, na działalność merytoryczną jeszcze na ten rok. Poprzedni dyrektor rozdysponował całkowicie ten niewielki budżet.

Kontynuować będziemy natomiast projekty, które już były w zaawansowanej fazie realizacji i które mają odpowiednią wartość merytoryczną, jak na przykład wydawnictwa słownikowe i biograficzne, które rozpoczęła poprzednia dyrekcja, a są już niemal gotowe. Powstaje więc nowa instytucja, zbudowana na fundamencie starej, ale staramy się, by rzeczy wartościowe nie doznały uszczerbku, te wydawnictwa i kilka innych książek zostaną opublikowane.

PAP: Jak to w ogóle działa – jak opracowuje się program takiej instytucji? Siadł pan przy tym biurku z kartką i ołówkiem?

A. L.: Rozmawiam z mądrymi ludźmi i program, który mamy, składa się w dużej mierze z ich sugestii. Powołana zostanie Rada Programowa. Mam oczywiście swoje pomysły, ale Instytut nie działa na mocy jednoosobowej decyzji tylko uporządkowanego procesu. (PAP)

Rozmawiał: Piotr Jagielski

Źródło: naukawpolsce.pl

Facebook
Twitter
Scroll to Top