W ostatnich latach coraz bardziej zacierają się granice między codziennym życiem a polityką. Przykładem tej tendencji mogą być liczne pikniki i festyny rodzinne, które na pierwszy rzut oka wydają się być zwykłą formą spędzania wolnego czasu. Jednak przy bliższym przyjrzeniu się, okazuje się, że nie zawsze wszystko jest takie, jakie się wydaje.
Felieton Leszka Cielocha
Wzięcie pod lupę niedawnego wydarzenia w Otwockim parku miejskim, organizowanego z okazji Dnia Matki, ujawnia nieco więcej niż tylko atrakcje i dmuchańce. Wydawać by się mogło, że jest to typowe, lokalne święto społeczności. Plakaty zapraszały wszystkich mieszkańców na wspólne świętowanie, nie podając jednak żadnych informacji na temat organizatora tego festynu. Wiele osób, przyciągniętych wizją miłego popołudnia w gronie rodziny i przyjaciół, nie spodziewało się, że stanie się częścią czegoś większego.
Na miejscu okazało się, że za organizację i finansowanie imprezy odpowiadała lokalna struktura partii Prawo i Sprawiedliwość. Choć sama obecność polityków na tego typu wydarzeniach nie musi budzić zdziwienia, to sposób, w jaki uczestnicy zostali wprowadzeni w błąd, wywołał liczne kontrowersje. Szczególnie moment, gdy na scenę wszedł lider partii, prezes Jarosław Kaczyński, przemawiając z płomieniem w oku o przyszłości i roli Unii Europejskiej w kształtowaniu kraju, stał się punktem kulminacyjnym oburzenia.
Ludzie czuli się oszukani – przybyli na coś, co miało być neutralnym świętem społeczności, a znaleźli się na politycznym wiecu. To wywołuje wiele pytań o etyczne aspekty takich działań. Czy mieszanie polityki z rodzinno-rekreacyjnymi wydarzeniami jest uczciwe wobec obywateli, którzy mogą nie być świadomi ukrytych intencji organizatorów?
To, co miało być piknikiem na łonie natury, szybko przeobraziło się w medialny spektakl, a lokalna społeczność stała się nieświadomymi uczestnikami politycznego wiecu. Zamiast spodziewanego relaksu, mieszkańcy zostali zaskoczeni przemową lidera Prawa i Sprawiedliwości, prezesa Jarosława Kaczyńskiego, której transmisja była nadawana przez główne stacje telewizyjne w całym kraju. Co więcej, ci, którzy przyszli spędzić czas z rodzinami, nagle znaleźli się w roli niechcianych twarzy partii, co dla wielu było nie tylko zaskoczeniem, ale i powodem do oburzenia.
Sytuacja ta stała się również punktem zapalnym dla internautów, którzy skupili swoje niezadowolenie na prezydencie Otwocka, Jarosławie Margielskim. Mimo że oficjalnie zrezygnował on z członkostwa w partii, która go wypromowała, nie przestał być postrzegany jako jej przedstawiciel. Zarzuty, które spadły na niego na licznych forach internetowych, koncentrowały się wokół oskarżeń o dalsze agitowanie na rzecz Prawa i Sprawiedliwości. Dla wielu wydarzenie, które miało neutralne pozory, były dowodem na to, że jego rezygnacja z partii była tylko formalnością. Wszak jednostka miasta podporządkowana Prezydentowi, wydała pozwolenie na piknik a w ślad za nim na agitację wyborczą. Wcześniej wydała pozwolenie również na wystąpienie Donalda Tuska w parku. Problem w tym, że mieszkańcy wiedzieli, że “idą na Tuska”.
Ten incydent rzuca światło na coraz bardziej rozmyte granice między życiem publicznym a polityką. W sytuacji, gdy polityczne przekazy infiltrują wydarzenia lokalne, które tradycyjnie były wolne od polityki, pojawiają się pytania o etykę takich działań. Czy mieszkańcy mają prawo oczekiwać, że ich wspólne świętowanie nie będzie miało drugiego dna? Czy politycy powinni wykorzystywać publiczne zgromadzenia do celów agitacyjnych, szczególnie bez jasnego poinformowania o tym uczestników?
Wymaga to od nas wszystkich refleksji nad tym, jak polityka powinna być obecna w życiu społecznym. Transparentność, jasne komunikaty o sponsorowaniu i celach wydarzeń publicznych, to podstawy, które powinny być respektowane, aby zachować zaufanie społeczności, którą politycy pragną reprezentować.
fot: Mat. organizatora