Zapiski kronikarza: Włącz się młody w politykę

Automatyczne zabawki uciszają wyobraźnię i skłaniają do dreptania w miejscu. Elektroniczne cudeńka: samojezdne samochodziki, roboty przemierzające pokój, czołgi pokonujące przeszkody i robiące dużo huku, gadające lalki, samogrające instrumenty – spychają dziecko do roli obserwatora. Nie uczą – no, chyba że cierpliwości… do patrzenia.


Zabawki, zgodnie ze swoim przeznaczeniem, mają uprzyjemniać życie i rozwijać wyobraźnię. Pamiętam, że szczytem moich i rówieśników marzeń było posiadanie drewnianego konia na biegunach. Dosiadając go toczyliśmy zwycięskie boje, odbywaliśmy dalekie podróże i pełne sukcesów polowania na grubego zwierza. Koń stanowił dla nas wszystko. Na nim opierał się nasz dziecinny świat kolorowych marzeń. Gdyby nam go ktoś odebrał, życie straciłoby dla nas sens. Koń bowiem dostarczał nam pewności i przekonania, że bierzemy czynny udział w życiu. Choć często wyimaginowanym, ale dla nas prawdziwym.
Automatyczne zabawki spychają nasze dzieci do roli widza, przyglądającego się inscenizacji, która rozgrywa się na jego oczach. Nie mając nic innego do roboty, gapią się, biją brawo i pokazują tatusiowi, jak czołg posuwa się po dywanie. Kiedy się znudzą włączają telewizor, by obejrzeć bajkę, którą autor od początku do końca wymyślił, nie zostawiając miejsca na domysły i przewidywania dziecka. Zawarł, co prawda, morał, ale wyłożył go na tacy.
Dziecko wychowane na telewizyjnych bajkach, komputerowych grach, automatycznych zabawkach, gdy dorośnie chętniej dołączy do publiczności, aniżeli zaryzykuje aktywność i grę roli bohatera.
Mając w swoim otoczeniu ludzi młodych, a nawet bardzo młodych, stwierdzam, że wobec życia publicznego, czyli świata wykraczającego poza ich krąg znajomych i rodziny, są bierni. Obserwują, ale nie wnikają. Są, ale nie podejmują działania. Patrzą, ale nie widzą.
Bolączką ustępującego pokolenia jest zatem fakt, że młodzi rzadko przejmują inicjatywę stanowienia na przykład o swojej wsi, gminie czy Polsce. Zebrania sołeckie, na przykład w Celestynowie, nie cieszą się udziałem młodych, mimo że podejmowane są na nim decyzje dotyczące zagospodarowania placu w centrum osady, z uwzględnieniem miejsca na boiska, plac zabaw itp. Podobnie jest w Borkowie, Wójtowiźnie, Sępochowie… Listy kandydatów do samorządu również nie zawierają nazwisk osób młodych. – Nie pcham się, bo nawet jeśli zostanę jakimś cudem radnym w gminie czy powiecie, to niewiele będę mógł zrobić – wykazuje szczerość i bezradność student trzeciego roku informatyki, mieszkający w Osiecku. Podobnie myślą niestety inni, choć roszczą sobie pretensje do wygodniejszego życia, dobrych zarobków i świadczenia dla nich wszelkich usług już zaraz i natychmiast. Jeśli zdarzy się, że młody człowiek da się przekonać do pracy publicznej, to jest albo bierny, albo wykazujący chęć osiągania szybkich i wymiernych sukcesów.
Zbliżają się wybory, ale obawiam się, tak jak to miało miejsce pięć lat temu, czy wcześniej, że głosować pójdą jedynie ci młodzi, którzy aktualnie dostąpili tego zaszczytu, i ci, których na siłę zaciągną do urn rodzice. Na listach próżno będziemy też szukać nazwisk doskonale wykształconych, charyzmatycznych i aktywnych młodych ludzi.
Szkoda, że stoją na uboczu, zamiast dosiąść drewnianego konika i pocwałować z dorosłymi do celu, który sobie wspólnie wytyczą. Na pocieszenie wspomnę niedawne wybory parlamentarne, w których duża grupa młodych wzięła czynny udział. Oby tak było i przed wyborami samorządowymi. Oby!
AnKa

Facebook
Twitter
Scroll to Top